sobota, 15 listopada 2014

ceny, napiwki i drobne (1)

święta trójca. ceny, napiwki i drobne, zmory które śnią się po nocach, nie dają żyć. słowa na których dźwięk jeżą się włosy na głowie, dreszcze przechodzą po całym ciele i świat wiruje. podsumowując - dzisiaj kilka słów wyjaśnienia o cenach i napiwkach i dlaczego kiedyś przez to wszystko spotkamy się w zakładzie dla niezrównoważonych psychicznie.



ceny. gwoli jasności. pracuje w nadmorskim kurorcie. tutaj płaci się za samą nazwę miasta. tak było, jest i będzie. wiadomo. przychodzi weekend to zjeżdżają się wszyscy z okolicznych miast, ba! nawet z okolicznych wioch, wioseczek, wiosuniuniek (zdolność rozpoznawania takich mamy opanowaną do perfekcji .. ). i w ten czas następuje moja jedna z najbardziej ulubionych wymiany zdań (umownie G - gość, A. - moja skromna osoba):

A: dobry wieczór, co dla Pana/ Pani ?
G: ile duży browar ?!  (lekko wyczuwalna irytacja w głosie, bo przecież nie rzuciłam się natychmiast do obsługi)
A: 10 zł. 
G: Jezus Maria! (lub) o Boże! aż tyle ? (lub) ja pier * le. a jakiś rabacik ?
A: ..
G: niech będą dwa!

minuta później.

A: Proszę bardzo, 20 zł. poproszę.
G: (otwiera portfel, i oczywiście z pliku miliona banknotów, wyciąga ten wymiętolony, ledwo żyjący 100 zł. banknot i z wielkim bólem dupy przekazuje go w moje ręce)
A: Reszta dla Pana/Pani.


nie. to NIE JA ustalam ceny. rabatów na krzywą twarz też nie udzielam. mogę jeszcze doliczyć do rachunku za używanie cenzuralnych słów w moją stronę. chcecie wyjść się pobawić, napie * ić, poderwać jakieś niunie / napakowanych karków a przy tym wydać 20 zł. ? proszę. oto moja propozycja. a całą resztę komentarzy wsadźcie sobie .. do kieszeni. 























drobne. choćby morze Bałtyckie miało się rozstąpić, choćby grawitacja miała przestać działać a Jezus zstąpił by na ziemię .. były, są i będą takie dni w naszej karierze kiedy to MONET w kasie brak. i wtedy takie oto piękne sceny się dzieją kiedy to gość płaci za małe piwko z kija, najlepiej żubr (a oferta obejmuje tylko Lecha i Grolsch'a) te 9 zł. dając mi banknot 10 zł. a w kasie pusto. 

A: mogę być winna złotówkę? niestety nie mam w kasie żadnych drobnych.
G: nie. (i to "nie" rzucone takim gburowatym tonem, jakby od tej złotówki co najmniej życie wszystkich afrykańskich, głodujących sierot zależało)
A: dobrze, to musi Pan poczekać.


.. szukam.szukam w w drugiej kasie, szukam u koleżanki na selekcji, szukamy wszyscy po własnych portfelach, szukam w klubach obok, na górze, na dole, w kantorze, na dworze, w restauracjach. wszędzie szukam byleby wydać tą NAJWAŻNIEJSZĄ ZŁOTÓWKĘ NA ŚWIECIE. i zdarza się tak że tej złotówki nie znajduję. mija 25 min. a ja z tą złotówką nie wracam. bar stoi, kolejka rośnie, ja biegam, skaczę i tańczę aż w końcu podejmuję decyzję która nie jest przyjemna dla mnie, ani gościa po drugiej stronie. sięgam dłonią w czeluście szklaneczki z monetami 1gr. 2gr. 5 gr. .. po 40 minutach w końcu z dumą na twarzy przybywam z powrotem za bar, staję przed gościem, wręczam mu tą NAJWAŻNIEJSZĄ ZŁOTÓWKĘ NA ŚWIECIE, a on patrząc po razie na te monety, to na mnie zostawia to wszystko przed sobą, na barze i odchodzi w siną dal. 
























dzisiaj króciutko. o napiwkach w drugiej części postu. wyczekujcie. ja tymczasem przygotowuję się na sobotnią walką z nieznajomymi, pijanymi.




A.



edit. po sobocie. 

sytuacja taka że chwilowo musiałam zastąpić kolegę na jego stanowisku. przechodzę na drugi bar a przede mną taka klasyka "zakazanej mordy". stylówa typowo na męsko - męskiego bad boy'a czyli powyciągany sweter sprzed 5 lat, szaro - czarny, w paski, na to coś w stylu kurtki, katany, bluzy, blezerka, kardigana (nie wiem jak to nazwać, serio), trzydniowy zarost, perfumy o zapachu świeżo ściętego kebaba, i ten uśmiech z każdym zębem w inną stronę. 

A: Co dla Pana ?
G: eeeeeeeeeeee .. trzy lufy i sprite'a.
A: Poproszę. (wychodzę z założenia że ludzi trzeba uczyć kultury skoro z domu nie wyniesione)
G: Poproszę! 

minutka później

A: 36 złotych poproszę.
G: W CHUJ!

przepraszam za użycie niecenzuralnych słów.



miłej niedzieli. odpoczywajcie jeszcze póki możecie. 

A. 

niedziela, 26 października 2014

miłość w czasach disko.

nie pozwalając wam długo czekać

inspiracja. skąd ją czerpać? moi mili, inspiracje przynosi samo życie (brzmi to dość prozaicznie, ba! nawet taki serial na pewnym kanale sygnowanym słoneczkiem wyświetlali). sytuacji które warte są opisania i które powinny ujrzeć światło dzienne każda noc przynosi wiele. wiecie jak jest? czasami pośród tego całego zamieszania i ciężkiej pracy, znajdzie się 1, 2 czy 10 minut przez które można zaobserwować (jak ja to lubię nazywać) istną magię. tak,  tak. MY to wszystko widzimy.


















te nieśmiałe uśmieszki, dotyki*, pierwsze rozmowy, pierwszy drink (który może okazać się ostatnim), pierwszy taniec, pierwszy pocałunek ..


a potem trzeba takich delikwentów z łazienki wypraszać.





















i nie. seks w klubowej łazience nie jest fajny. wy też nie jesteście wtedy fajni. tym bardziej jak zdradzacie swojego męża, żonę, ciotkę, chłopaka, matkę, babkę, ojca, wujka, ciotkę, dziewczynę, dziadka czy kogokolwiek. niesamowite jest również to jak bardzo niektórzy nie mają żadnych oporów żeby dawać upust swoim emocjom tuż przy barze albo nawet pod barem. często można zaobserwować takie sytuacje już w okolicach godziny 3:00- 4:00 nas ranem. kiedy wam się wydaje że jesteście romantyczni liżąc się po całej twarzy nawzajem, wkładając sobie ręce w spodnie / pod sukienkę pijąc przy tym resztki wódki która została w tym kieliszku co go przed chwilą zamówiliście .. pozostaje tylko poprosić abyście oddalili się gdzieś daleko. nie zmuszajcie nas do oglądania tych dantejskich scen. nas to nie podnieca. a porno możemy sobie oglądać w zaciszu domowym. naprawdę :)















zapomniałabym dodać jeszcze że najmniej interesującym elementem są awantury i kłótnie do których czasami dochodzi między osobnikiem płci męskiej a osobnikiem płci żeńskiej. nie, nie obchodzi nas to czy on spojrzał się na tyłek tamtej cycatej blondynki. nie, nie obchodzi nas to czy Johnny Bravo postawił jej najmodniejszego drinka** a ona go wypiła. awanturujcie się poza klubem. może i kanału "Romantica" już nie ma TV ale opery mydlane z pewnością można oglądać w Internetach.




















krótko podsumowując. moją inspiracją jesteście WY z dodatkiem alkoholu.

A. 


ku sprostowaniu - wkładanie rąk w majtki drugiej osoby nie należy to zalotnego podrywu, pamiętajcie.
** gwoli ścisłości mianem najmodniejszego drinka określam tutaj "colę z wódką".


poniedziałek, 20 października 2014

błędy w komunikacji ?

odkąd pamiętam, uważam że praca barmana jest mocno specyficzną i wyjątkowo trudną do opanowania sztuką. sztuką czytania w myślach, domyślania się, rozumienia języka migowego jak i tego już występującego w okolicach 4:00, 5:00 nad ranem (coś na kształt esperanto w społeczności nietrzeźwych).

niesamowicie istotnym elementem jest również cierpliwość. cierpliwość dzięki której można poczekać aż gość doszuka się ostatnich odłożonych drobnych na piwo, cierpliwość dzięki której czirliderki z wieczoru panieńskiego ustalą jakimi kolorowymi koktajlami zechcą udekorować w późniejszym etapie łazienki, tudzież ulicę, blokując oczywiście tym samym cały bar, bo IM się należy!



















opanowanie. zwłaszcza w tych momentach kiedy gość stojący przed Tobą (ubrany od stóp do głów jakby przyszedł na niedzielny obiad do babci która obchodzi 98 urodziny, z włosem układanym co najmniej 3 godziny przed wyjściem i w dodatku zapach unoszący wokół jego osoby to kebab z czosnkiem pomieszany z podróbką pako rabana "łan miljon" przywiezioną z ostatnich wakacji w Turcji) zamawia "czerwonego jasia" (umówmy się że JW Red Label jest najtańszą whisky .. ) i rzuca te wymiętolone 100 zł. dodając że przecież jest prawnikiem, adwokatem, magazynierem, kierowcą, projektantem, tancerzem, nakładaczem frytek w Macdonald's czy też konserwatorem powierzchni płaskich, i przecież GO stać. a ja jako najpewniej niewykształcona i tępa kobieta mam mu usługiwać. kiedyś nastąpi taki moment w życiu że to ja będę po tej drugiej stronie jako klient. wish you were not here. 



















i przechodząc do tematu tego nieszczęsnego pierwszego postu. życie za barem, preludium. sobota. 21:00. muzyka delikatniuno rozbrzmiewa w tle, bar mocno przygotowany na zlot szarańczy rządnej alkoholu, tanców i jednonocnych romansów w toaletach. z M. biegamy trochę w lewo, trochę w prawo, trochę w bok, nieśmiało obsługując pierwszych gości (którzy notabene wyglądają jakby byli żywcem wyjęci ze zdjęć z pierwszej komunii świętej). A. i M. kierują zdezorientowanych w odpowiednie boksy aby tam mogli w "spokoju" spożywać % i obserwować całą resztę stada. w pewnym momencie przede mną wyrastają młode niewiasty (N), wystrojone jak na bal u samego Kim Dzong Una. nie pozwalam im długo czekać, podchodzę (A.) i pytam:

A: Dobry wieczór. Co Paniom podać?

N: Ej co wyjdzie taniej ? 7 kieliszków wódki czy 0,5 ?! (chwila zmieszania na mojej twarzy bo w dalszym ciągu nie mogę sobie przypomnieć od kiedy zostałyśmy znajomymi)

A: Nie posiadamy butelek o pojemności 0,5. W sprzedaży mamy jedynie 0,7 Finlandii lub Maximusa w cenie 175 zł. Sok, Cola lub Sprite dodatkowo płatne 20 zł.

N: A kieliszek ?! (Szeroki uśmiech na około głowy zdawał się już lekko mniejszy)

A: Kieliszek kosztuje 10 zł. Za 7 zapłacicie 70 zł.

.. i tu bez słowa następuje zwołanie reszty czirliderek. doliczyłam się 5 a pozostałe 2 oddawały się już muzycznej ekstazie wijąc się na parkiecie jakby co najmniej próbowały nawzajem wypędzić z siebie szatany, demony i hobbity przy wyimaginowanym ognisku. po dość długo trwającej naradzie, podniesionych głosach, kłótniach, przeliczeniu długo odkładanych funduszy, przedstawicielka stada zwraca się w moją stronę i zdecydowanym tonem mówi:

N: To my chcemy 0,5 i Cole!




















(mniej więcej tak wyglądała moja reakcja .. ) 



Gdzie popełniłam błąd ?




A.


P.S. wnioski po przeczytaniu tekstu mogą być zupełnie różne ale .. i love my job :)